sobota, 16 lipca 2016

Rozdział 6. "Karuzela uczuć"


Życie jest łatwiejsze niż się wydaje. Wystarczy godzić się 
z tym, co jest nie do przyjęcia, obywać się bez tego, 
co niezbędne i znosić rzeczy nie do zniesienia.
Kathleen Norris 









Czuł się cholernie nieswojo. W ciągu kilku sekund cała jego odwaga i ta samcza dominacja, z której przed chwilą mógł być dumny, prysły jak bańka mydlana, za którą najczęściej tęskniło jedynie dziecko. Strach przed kobietami to zdecydowanie jedna z najgorszych fobii, ale jak miałby się nie bać perwersyjnej dziewczyny, która już drugi raz musiała zasłaniać swoje ciało JEGO ubraniem?! No dobrze, może i blondynka była w tym wszystkim poszkodowana, w końcu ją porwali oraz torturowali, jednakże to wcale nie jest gorsze od tego w jakiej sytuacji się znalazł. Na dobrą sprawę, to przecież on został skazany na przebywanie z kimś o wątpliwej moralności, a przynajmniej takie miał zdanie o niej Misaki. Stał na deskorolce gapiąc się w jakiś punkt przed sobą, zastanawiając się co powinien począć w takiej sytuacji, bo jakby nie patrzeć była beznadziejna. Gdzie by się nie obrócił zawsze będzie miał dupę z tyłu. Jeśli nie zabierze stąd Rei streiny mogą ponownie ją przejąć, z drugiej strony nie ma pewności, czy Mikoto nie urwie mu głowy za przyprowadzenie obcej osoby do Homry. Westchnął głośno, kręcąc przy okazji głową.
- Chujowo – skwitował, kładąc stopę na ziemi.
- Ymm… Ya…Yata-san? – usłyszał cichy głos Mitogari, która przy okazji złapała jego przedramię, nawiązując kontakt fizyczny z rudowłosym. Chłopak zaraz szarpnął ów ręką, tak aby puściła jego kończynę. Jak ona mogła go dotknąć?! Nie są nawet na ‘’ty’’ a ona już sobie lubieżnie dotyka niewinnych części ciała Misakiego! Cóż za nieprzyzwoite zachowanie! Ta kobieta nie mogła należeć do przyzwoitych osób.
- Co ty myślisz, że robisz!? – zakrzyknął cały czerwony odpychając się dość mocno w tył. Tak, w tył, ponieważ z całego tego stresu biedny Yatagarasu pomylił przód i tył, tak samo jak wschód z zachodem.  Zaraz jednak zatrzymał deskę, zanim zdążyli wpaść na  kartony, by później ruszyć  w odpowiednią stronę, czyli do wyjścia. Nawet jeśli Souh ma ukręcić mu łeb, to woli już to, niż spędzenie kolejnych minut swojego życia z tą jakże perwersyjną kobietą sam na sam. Wolałby już chyba przywiązać sobie kulę do nogi i skoczyć z mostu, może i by się połamał, ale jego kręgosłup moralny zostałby nienaruszony. 
- Ja? – zapytała z dość długim opóźnieniem obejmując własne ramiona. Odwróciła wzrok od rudowłosego, spoglądając na brukowany chodnik Shizune, który na dobrą sprawę, o tej porze było naprawdę ciężko dojrzeć.  – Przepraszam – dodała po dłuższej chwili. Cóż, przepraszać to akurat miała za co. Powinna się już przecież domyślić, że nie ma przed sobą fana perwersyjnych zabaw a porządnego człowieka, pracującego dla pseudo mafii! Niestety na ten moment nie mógł nawet sprawiać takiego wrażania. Obecność Rei ciągle go rozpraszała.  Raz nawet skręcił  w złą stronę, zaprowadzając ich przez to do jakiejś ciemnej uliczki, w których zazwyczaj na różnych filmach kończą się sceny pościgu.  Nie można też zapomnieć o rumieńcu, który pojawił się jeszcze w opuszczonym magazynie, a który nie chciał zejść z jego dziewiczych policzków nawet, kiedy zimny wiatr witał się z jego twarzą. Doskonale wiedział, że każde kolejne spojrzenia w stronę blondynki, albo na odwrót wywoływały u niego jeszcze mocniejszą reakcję alergiczną, pogłębiając czerwone niczym pomidor wypieki, odbierając przy okazji możność  swobodnej wypowiedzi, zastępując ją niesamowitą dykcją Prosiaka Porkiego ze Zwariowanych Melodii.  No co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Każdy ma jakąś słabość, z którą przychodzi mu się mierzyć całe życie. Jedni boją się pająków, inni klaunów a Misaki boi się kobiet, zwłaszcza tej małej blondynki. Postarał się o to żeby jak najszybciej znaleźć się na ulicy głównej Shizune a stamtąd policzył minuty jakie dzieliły go od bezpiecznej, kochanej Homry. Jak tylko tam wejdzie rzuci blondynkę Izumo, albo Rikio i walić wszystkie uprzedzenia jakie miał wcześniej. Jemu też należy się wolność. Rzuci ją Rikio? Tak samo, jak sam upadł na niego i wbił głębiej sztylet w, co prawda spore, ciało przyjaciela.  Nic, tylko pogratulować geniuszu i empatii. Na samą myśl o Księżniczce McDonalda oczy rudowłosego nieco się zaszkliły, potem do kompletu doszło wspomnienie zakrwawionej twarzy Hiro, następnie krzyki innych jego przyjaciół. Przygryzł dolną wargę i pozwolił kilku łzom spłynąć po policzku. Ich śmierć to po części jego wina. Gdyby wtedy nie pił, na pewno usłyszałby coś, albo zobaczył! Przecież ma sokoli wzrok, w końcu Kusanagi nie raz wykorzystywał jego oczy do wielu ważnych zadań. A teraz zawiódł, bo chciał się zwyczajnie nachlać. Jest beznadziejny. Wziął głęboki wdech. Może i jest do niczego, ale nie może teraz jeszcze bardziej zawieść Mikoto. Chociaż i tak przez długi czas nie będzie mógł spojrzeć we własne odbicie w lustrze. Spojrzał przed siebie. Główna droga miasta, za piętnaście metrów skręt w prawo, potem zjazd w dół i przeskoczyć ogrodzenie, jeszcze zaledwie sto metrów i już ma przed sobą rozwaloną ulicę a jej początek bierze się z baru, do którego miał trafić. Dotarcie na miejsce powinno mu zająć niecałe dziesięć minut. A co potem?
- W porządku? – z zamyślenia, już drugi raz dzisiaj, wyrwała go Rei.  Wziął głęboki wdech, po czym wypuścił powietrze z ust, zanim w ogóle na nią spojrzał.  Naprawdę zaczynała go irytować. Weszła z butami w jego życie, i chociaż widzi, że jest wypychana drzwiami i oknami to i tak wraca. Nie mogła zrozumieć dlaczego to robi? Boi się jej! Nie chce mieć z nią nic wspólnego, ponieważ to przyprawia go jedynie o palpitacje serce i buraczaną twarz. Co za idiotka. Niestety, mimo wszystkich negatywnych emocji, jakimi ją darzył, nie był w stanie ot tak zostawić Mitogari gdzieś na pastwę losu. Zmarszczył brwi, widząc jej minę, która wyrażała… troskę?! Nie. To niemożliwe. Prychnął na samą myśl, iż ta perwertka mogłaby się o niego troszczyć. To doprowadziłoby go tylko i wyłącznie do katastrofy.
- Taa, po chuj pytasz? Moje życie to nie Twój interes! – fuknął wracając wzrokiem do słabo oświetlonych ulic miasta. Zapewne było już po czwartej, bo lampy zaczynały gasnąć a chodniki czekały teraz na promienie słoneczne, które powoli wychylały się zza szklanych biurowców. Nie chcąc czekać na kolejne słowa Rei, ruszył do przodu, zgodnie z wcześniej ustaloną w myślach trasą.
- Ja… uratowałeś mnie, więc… – zaczęła cicho mamrotać, co jakiś czas zaciskając dłonie na własnych ramionach, jakby właśnie się czegoś bała. Cóż, przynajmniej tyle. Nie będzie próbowała go zdemoralizować, jeżeli nie będzie w stanie do niego podejść. Przynajmniej jedna dobra rzecz. Przynajmniej jedna. – nie wiem, czy to nie jest kłopot… dla Ciebie… już drugi raz… mogę Cię męczyć, prawda? – ależ oczywiście, że jest to dla niego kłopot. Cholerny kłopot. Nigdy nie chciał mieć z nią nic wspólnego, ale jego zasady go to tego zmuszały a kiedy myślał, iż już się od niej uwolnił, ta wróciła z jeszcze większym pierdolnięciem, niż za pierwszym razem. Co prawda ptasi móżdżek Yaty zrozumiał już, jak ważna jest ta dziewczyna w tym całym gównie jakim znalazła się Homra, jednak to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że jest złem wcielonym. Gdyby jej w ogóle nie było w tym mieście, Straszliwy Płomień nigdy by nie ucierpiał. Hiro by żył, tak jak wielu innych. Ale przez nią… Nie miał nawet ochoty z nią rozmawiać. Jej słodkie, urocze słówka miały pewnie tylko go zwieść. Nie zaufa blondynce. Nie ma nawet takiej opcji.
 W końcu znaleźli się tuż przed barem Homra. Rudowłosy zręcznie ominął wszelkiego rodzaju gruzy, kamienie i stopione resztki lamp ulicznych, po czym wskoczył na schody prowadzące do środka. Zaczął powoli zastanawiać się, jakby tu otworzyć drzwi z perwertką na rękach i deskorolką pod stopami, ale owa perwertka wyręczyła go, otwierając drzwi baru. Oszczędziła mu zachodu? Całkiem miło z jej strony, ale i tak jest złem wcielonym.
Cały jego gniew uleciał, kiedy przekroczył próg drzwi. Jin, Takeru, Hiro... nie żyją, nie miał nawet pojęcia co się dzieje z Kamamoto.  Bał się. Nie zniósłby straty czwartego przyjaciela, nie chciał nawet dopuszczać takiej myśli do mózgu, ale nie wiedzieć czemu zalęgła się w nim i nie chciała wyjść. Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu obserwując znajome twarze. Eric, Shouhei, Akagi, Bando siedzieli na stoliku do kawy tuż przed kanapą i uważnie wpatrywali się w…Rikio! Yatagarasu momentalnie zrzucił z rąk blondynkę, która  nie zdążyła złapać jakiejkolwiek równowagi i wylądowała pupą na podłodze, oznajmiając to dość głośnym piskiem, który Misaki całkowicie zignorował. Podbiegł do blondyna i uklęknął przed sofą, przyglądając się bandażowi, który owijał się wokół sporej części jego brzucha. Po prawej stronie delikatnie przebijała krew, jednak  wyraźnie było widać, iż oddychał. Rudzielec odetchnął z ulgą siadając na panelach.  Po chwili przypomniał sobie, że przecież miał jeszcze zdać raport Mikoto. Wstał szybko z podłogi i rozejrzał się w poszukiwaniu Suoh. Zobaczył jak rozmawia razem z Kusanagim i Mitogari, więc podszedł do nich powoli, spuszczając głowę w dół. Cieszył się, że Rikio nic nie jest, ale nadal pozostawali ludzie, którzy już nigdy do niego nie wrócą. Zostaną tylko wspomnienia, ale co mu po nich? One nie wrócą do życia członków jego ukochanej rodziny.  Oczy znowu mu się zaszkliły, więc je zamknął i przystanął na chwilę. Obiecał Takeru, że nauczy go jeździć na desce, pamiętał kiedy to było. Spotkali się przed skateparkiem, na którym Misaki zazwyczaj spędzał czas, kiedy chciał pobyć sam. To było zaraz potem jak Saruhiko przyszedł do jego mieszkania po swoje sztylety, nie chciał nawet widzieć tej Małpy, słyszeć jego głosu a ten zaczął wyśmiewać wszystko, co było ważne dla rudowłosego. Zaczęli się bić  a kiedy wszystko dobiegło końca nie wytrzymał i musiał jakoś odreagować. Takeru postawił mu piwo i rozmawiali dobre dwie godziny, aż w końcu humor niższego poprawił się. Obiecał mu, że nikt już nie opuści rodziny, że będą na zawsze razem, jak banda rozwydrzonych dzieciaków pod opieką dwóch przestarzałych wujków.  I co? I jak się to skończyło? Chłopak zacisnął usta w wąską linijkę, nachylając się do przodu, włożył ręce do kieszeni i zwyczaje się rozpłakał. Stał w miejscu, i pozwalał łzom spływać po policzkach. Co to za rodzina, która  cały czas się kurczy?! Ile można?!
- Yata! – usłyszał nagle stanowczy głos Czerwonego Króla, więc zaraz spojrzał przed siebie, cicho pociągając nosem. – Weź się w garść. Jesteś mężczyzną, czy zagubionym dzieckiem, które mam prowadzić cały czas za rączkę?! Założę się, że Hiro, Takeru i Jin śmieją się teraz z Ciebie! – dodał delikatnie marszcząc brwi. Wstał z obitego skórą siedzenia i podszedł do Yatagarasu. Położył dłoń na jego głowie i trzymał ją tak przez jakieś dwie sekundy, po czym uderzył w nią pięścią, tak jak kiedyś Tatarę, kiedy ten wszedł na jego ego. Jednak teraz miał w tym całkowicie inny zamiar. Tego dzieciaka trzeba w końcu jakoś postawić na nogi.  – Nie poddawaj się – dodał cichszym tonem odsuwając się od Misakiego. Wrócił na swoje miejsce, po czym skierował swój wzrok na Mitogari. 
- Mogłabyś powtórzyć swoje nazwisko Rei-chan? – odezwał się Izumo, przeglądając swojego laptopa.
- Mi..Mitogari – mruknęła, spoglądając na stronę, którą właśnie wyświetlił Kusanagi i uśmiechnęła się smutno.  Na ekranie urządzenia było widać jeden z lepszych programów hakerskich, który właśnie usiłował włamać się do bazy danych Mitogari Company.  – Tak nic Pan nie zrobi – zaczęła, z trudem siadając na kolanach, mimo że nie miała żadnych ran, mięśnie cholernie ją bolały, jakby ktoś cały czas wbijał w nie szpilki, ale musiała jakoś to znieść. Każda osoba, która znajdowała się w tym pomieszczeniu wycierpiała dzisiaj o wiele więcej niż ona. – Ten program napisali pracownicy taty, jeśli zaraz Pan tego nie wyłączy, sprzęt się Panu zawiesi – dodała naciskając kilka klawiszy, które momentalnie zamknęły program, na co okularnik zareagował cichym westchnięciem. Sięgnął do kieszeni i wyjął z nich paczkę papierosów Red Sticks, jakże popularnych wśród członków Straszliwego Płomienia. Podał jednego Mikoto, po czym wziął drugiego dla siebie. Odpalili je w tym samym momencie i zaciągnęli się kojącym, nikotynowym dymem.


~*~


  Rei  spojrzała na blondwłosego mężczyznę a następnie na czerwonowłosego. Czy oni byli jakąś mafią? Czy mogła im ufać? Przez jakiś czas przyglądała się zachowaniu wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu. Nie wyglądali na niebezpiecznych, przynajmniej nie w tym momencie. No może poza wysokim mężczyzną w skórzanej kurtce, na którego wołali ‘’Mikoto-san’’. Według dziewczyny cały czas wyglądał groźnie. Podejrzewała też, że musi być ich przywódcą, skoro większość dodaje do jego imienia ‘’-san’’. Wzięła głęboki wdech. Obiecała Yacie, iż powie o wszystkim o co poproszą, jednak co jeżeli zapytają o jej tatę. Nie robi nic wbrew Złotemu Królowi, przeciwnie, w końcu współpracują przy rozbudowie sił militarnych Japonii, ale była to działalność ściśle tajna. Cóż, skoro jest tajna, to grupka jakiś popaprańców nie powinna się o niej w ogóle dowiedzieć a przecież porwali ją, żeby dowiedzieć się czegoś o projektach ojca, albo zdobyć którąś z jego broni. Czego nie zrobi, będą z tego kłopoty, prawda? A zaufanie ludziom, którzy ocalili jej skórę raczej będzie mniejszym złem.  Raz kozie śmierć, prawda?
- Mój tata tworzy broń dla specjalnych oddziałów a konkretnie Brązowego Klanu, zwanego Military, to jednostka wojskowa całkowicie podporządkowana Złotemu, nawet Szósty, Brązowy Król jest od niego zależny. Na podstawie ich zdolności Mitogari Company zajmuje się projektowaniem zaawansowanej broni atomowej, która byłaby w stanie kontrolować siłę wybuchu. Oczywiście w tajemnicy przed większością rządu – zacięła się na chwilę i zmieniła pozycję na krześle. Usiadła pośladkami na siedzenie, plecami oparła się o stary mahoniowy blat oraz podkuliła nogi a następnie objęła je, jakby bała się czegoś powiedzieć, albo bała się przebywać w tym towarzystwie. Prawda była taka, że bała się obu tych rzeczy. Obcy ludzie, obce miejsce, ból w mięśniach i wyjawianie sekretów rządowych, o których nie powinna nawet wiedzieć. Dlaczego dowiedziała się o czymś takim? Cóż, była wścibska, lubiła kręcić się po laboratorium, do którego zabierał ją Pan Mitogari. Tak bardzo lubiła się po nim kręcić, że pewnego dnia przypadkiem wpadła do zamkniętego skrzydła a z niego do tajnych pomieszczeń, gdzie zamiast zaawansowanych telefonów i mikrofali projektowano nowoczesną broń. Pewnie gdyby nie była  córką dyrektora całego przedsięwzięcia spotkałaby ją sroga kara za własną wścibskość. Ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, właśnie teraz mogła odczuć co to naprawdę znaczy.
- Rei-chan? Coś nie tak? – z zamyślenia wyrwał ją spokojny głos Kusanagiego. Spokojnego w odczuciu blondynki, członkowie Homry czuli w tym tonie zniecierpliwienie. Młoda Mitogari spojrzała na niego i pokręciła przecząco głową. Wzięła kolejny głęboki wdech i zacisnęła dłonie w pięści.
- Wszystko w porządku…. Ja zamyśliłam się…przepraszam – burknęła błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. Czuła się tutaj niechciana, jakby przez nią spotkało ich całe zło. Może faktycznie mieli rację. Boże, ile teraz by dała żeby po prostu zniknąć z tego miejsca.
- Więc, mogłabyś kontynuować? Potrzebne nam informacje, żeby dopaść tych śmieci – odezwał się Souh, wypuszczając dym papierosowy w pustą przestrzeń, nawet nie spoglądając na siedemnastolatkę. Miał ją totalnie gdzieś, prawda? Nie ma co się dziwić, w końcu jest tylko problem, nawet nie wie, czy to co im powie, będzie w jakikolwiek sposób pomocne. Właśnie miała kontynuować, tak? Musi wziąć się w garść, pokazać, że nie jest problem, albo chociaż udowodnić sobie samej, że nie jest tak żałosna, jak w oczach wszystkich zebranych tutaj osób.
- Taka broń mogłaby zniszczyć jeden kraj, nie przekraczając granicy sąsiedniego i nie rozprzestrzeniać promieniowania jądrowego na jego tereny, albo zabić kogoś w ułamku sekundy, pozostawiając po nim jedynie cień. To cud techniki, gdyby dostała się w niepowołane ręce…
- Mogłaby zniszczyć porządek w Japonii, albo na całym świecie – dokończył za nią Mikoto, gasząc papierosa w szklanej, zdobionej popielniczce. Schował dłonie do kieszeni kurtki i rozejrzał się dookoła. Po dłuższej chwili spojrzał na Mitogari, w ten swój obojętny, nie wyrażający żadnych pozytywnych emocji, sposób. – A ty skąd o tym wiesz? – zapytał wstając z krzesła. Rei poczuła jakby ktoś właśnie włączył klimatyzację i ustawił na niej co najmniej -10 stopni Celsjusza. Wzdrygnęła się delikatnie a po plecach przeszedł jej dreszcz. Suoh Mikoto, Czerwony Król i prawdziwy postrach Shizune, już rozumiała dlaczego chłopcy w jej klasie szeptali takie a nie inne rzeczy na przerwach. Czerwonowłosy mężczyzna wyglądał, jakby nie miał w sobie jakichkolwiek emocji a jednak coś w głębi serca mówiło jej, iż to nie prawda. Wystarczy tylko lepiej go poznać a wtedy...
- Odpowiesz? – usłyszała ponaglający ton Czerwonego Króla, więc wzięła głęboki wdech i pokiwała twierdząco głową.  Ile ona już wzięła tych wdechów?! To z pewnością musi być upokarzające.
- Przypadkiem, jestem córką właściciela Mitogari Company, zabierał mnie do różnych miejsc a ja byłam wścibska – odpowiedziała bardzo cicho, spuszczając głowę w dół. – Z taką bronią mogłoby być możliwe nawet zniszczenie wszystkich Klanów. Bez Króli, zapanowałby chaos, idealny dla terrorystów – dodała nieco głośniej. Nie miała pojęcia co się właśnie szykowało, ale była pewna, że nie będzie to żadna błahostka. Nie mogła pojąć tylko motywów ani kim są owi terroryści, którzy ją napadli i skąd do cholery wiedzieli, kogo powinni porwać?! Przecież jej ojciec ma wielu pracowników, którzy od razu puściliby parę z ust. Więc dlaczego ona? Bo była pod ręką. To proste, nie jest kimś wyjątkowym, poza tym na córce mogliby jeszcze wyłudzić jakiś okup, broń pieniądze. Nawet gdyby nic nie wiedziała, do czegoś by im się przydała. Przynajmniej im. Zamknęła oczy i wsłuchała się w dźwięki dobiegające  dookoła. Kusanagi i Suoh rozmawiali o czymś między sobą, ktoś otworzył drzwi, zapewne od zaplecza, a następnie szybkim krokiem dokądś powędrował, szepty innych mężczyzn w Homrze, nie słyszała tylko jednego głosu, tego który znała chyba najlepiej ze wszystkich tutaj zebranych. Otworzyła oczy i wzrokiem zaczęła szukać niewysokiego rudowłosego chłopaka.


~*~


Kolana chłopaka ugięły się pod wpływem uderzenia Mikoto. Nawet nie chciał kłamać, że to nie zabolało. Po chwili uniósł wzrok do góry i zobaczył jak jego Król rozmawia o czymś z Mitogari. Spodziewał się czym było to ‘’czymś’’, ale nie miał ochoty się nad tym rozwodzić.  Jedyne czego teraz chciał to…nawet nie wiedział czego chciał. Miał już dość. Kilka miesięcy temu jego najlepszy przyjaciel po prostu odszedł od rodziny, jakby tego było mało wyśmiał ją przed nim i przypalił znamię Straszliwego Płomienia. Zniszczył symbol Mikoto mocą, którą dostał od Mikoto. Teraz stracił trójkę przyjaciół a oni jeszcze karzą mu być silnym! Kurwa…jak? Może i wszystko było w porządku, wczoraj, przedwczoraj, tydzień temu i za tydzień pewnie też będzie, ale to tylko fałsz. Jeden wielki jebany fałsz. Mogą się z niego śmiać, Suoh może go nawet oskarżyć o słabość, czy nie subordynację, po prostu musi się wypłakać, cokolwiek. Odwrócił się i poszedł na zaplecze baru, skąd udał się do piwnicy. Zamknął za sobą drewniane drzwi i podszedł do umieszczonego w rogu  sporego kartonu, w którym aż roiło się od różnego rodzaju kaset. Jedno z zainteresowań Totsuki, biega po barze z kamerą i uwiecznia praktycznie każdy dzień z ich życia na taśmie. Uśmiechnął się smutno, po czym wyjął pierwszą lepszą kasetę. Jego oczy ponownie się zaszkliły. Co jeśli wszystko było jego winą? Jeżeli ktoś tam gdzieś na górze po prostu zamarzył sobie, żeby Misaki nigdy nie miał rodziny? W końcu przez większość życia tak było.
- Yata-chan? – do jego uszu dobiegł zatroskany głos Tatary. Wyprostował się pośpiesznie jak struna i spojrzał załzawionym wzrokiem na przyjaciela. Przygryzł dolną wargę, chcąc zatamować w jakiś sposób łzy, które wypływały z jego oczu, jedna za drugą, ale zamiast tego uzyskał odwrotny skutek. Pociągnął nosem i opuścił ramiona w dół, ukazując swoją bezradność. Blondyn szybko do niego podszedł i objął go ramieniem, tak jak starszy brat młodszego, pięcioletniego braciszka, kiedy temu umrze ukochane zwierzątko.   – Brakuje Ci ich, prawda? Już teraz… - zaczął cicho. Zrobił krok do przodu, prowadząc rudowłosego na kanapę.  Poklepał go delikatnie po ramieniu, słysząc jak młodszy ciągle pociąga nosem.  – Cii…. Będzie dobrze, tak? Jesteś silny, jesteś Yatagarasu ze Straszliwego Płomienia, jesteś członkiem najwspanialszej rodziny na świecie i sługą Czerwonego Króla, tak? Nie płacz, wiesz… oni będą żyć już zawsze w Twoi…
- Totsuka-san… a co jeśli ja po prostu nie mogę mieć rodziny? – Misaki przerwał starszemu koledze, unosząc na niego swój smutny, zapłakany wzrok. – Jeżeli to moja wina… może los chce …żebym był sierotą do końca życia, przecież wiesz…całe życie byłem sam, nie miałem nikogo, nikt mnie nie kochał…ja, ja…-  przez chwilę patrzył na Tatarę, jednak zaraz spojrzał w dół, zasłaniając twarz dłońmi.
- Przecież miałeś przez ten cały czas Saruhiko, prawda?
- Ta pieprzona Małpa zostawiła rodzinę, którą znaleźliśmy, opuściła mnie kiedy znaleźliśmy prawdziwy dom! – przerwał mu, prostując się przy tym. Uderzył pięścią w kolano, marszcząc brwi.  - On… ON! – zamiast dokończyć zdanie ponownie się rozpłakał, czując jak cała siła i nienawiść, jaka przed chwilą w niego wstąpiła, wyparowała.
- Może nigdy nie pasował do tej rodziny, hm? Poza Tobą nie miał tutaj nikogo bliskiego, możliwe że jego przeznaczeniem było zostać członkiem Berła Czwartego – blondyn wyjaśnił spokojnym głosem. Wstał na chwilę i podszedł do kartonu. Przez chwilę czegoś w nim szukał, aż w końcu wyjął kasetę podpisaną Dorosłość Yaty. Podszedł z nią do projektora i odpalił. Zaraz usiadł obok Misakiego i złapał go za podbródek, który uniósł do góry, tak aby spojrzał na ścianę, na której właśnie odtwarzał się film z jego osiemnastych urodzin.  – Jesteśmy rodziną Misaki. Wspieramy się w trudnych chwilach, cierpimy wspólnie i śmiejemy się razem. Przypatrz się uważnie – wskazał palcem przed siebie pokazując mu video.  





- Misaki! Oi, Misaki! – zakrzyknął wesoło Akagi, wynurzając się zza blatu, trzymając w ręku najlepszą butelkę whisky, jaką udało się sprowadzić Kusanagiemu ze Szkocji.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, MŁODY! – nagle krzyknęli wszyscy, wyskakując z różnych zakątków baru. Yata na początku był cały czerwony i ciężko dyszał, kiedy usłyszał ‘’Misaki’’ a zaraz potem ‘’młody’’, jednak na widok całej grupy, wielkiego tortu urodzinowego, whisky chłopak uśmiechnął się szeroko i podbiegł do nich.
- Dranie, skąd wiedzieliście? – zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy, oglądając dwupiętrowy tort, na szczycie którego były napisane życzenia. Najzwyklejsze ''wszystkiego najlepszego'', ale na czekoladowej polewie wyglądało niezwykle apetycznie.  […] Właśnie jedli tort, siedząc przed ukochanym barem Kusanagiego. Blondyn nalewał do literatek whisky, Mikoto palił papierosa, przyglądając się rudowłosemu, Anna była pochłonięta zajadaniem kawałkiem ciasta a reszta rozmawiała o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Suoh uniósł swój zaspany wzrok na Misakiego i uśmiechnął się delikatnie.
- No to skoro Yata jest już dorosły, to musi chyba pomyśleć też o bardziej MĘSKICH sprawach – powiedział kładąc szczególny nacisk na słowo ‘’męskich’’ na co wszyscy zawtórowali głośną salwą śmiechu, która tylko się nasiliła, kiedy to rudowłosy spłonął ogromnym, buraczanym rumieńcem.
- Oi, Totsuka-san! Nie waż mi się nawet tego kręcić! – krzyknął wstając z krzesła i nagle obraz się urwał.

               
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   
- Widzisz, Yata-chan? – zapytał Tatara uśmiechając się delikatnie w jego stronę. – Byłeś wtedy szczęśliwy, prawda?
- Cholera, byłem – mruknął cicho opierając łokcie o kolana.  – Ja… nie mogę się pogodzić, że te jebane strainy zabiły część mojej rodziny…ja..ja – zaciął się, chcąc coś powiedzieć, jednak nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy, poza jednym. Chciał się zemścić. Chciał ich krwi. Tylko jak zareagowałby na to Totsuka? Przecież zawsze jest bezkonfliktowy.
- Wszyscy chcemy ich pomścić, tego od nas wymagają. Jesteśmy Straszliwym Płomieniem. Ktokolwiek z nami zadrze będzie musiał ponieść konsekwencje – powiedział poważnym tonem blondyn spoglądając na rudowłosego.  Ten przytaknął mu i tępo się uśmiechnął w jego stronę, wierzchem dłoni ocierając łzy. Czy zemsta mu pomoże? Kto wie.  Na pewno pomoże mu reszta rodziny, przecież po to ją ma. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale wtedy dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi a do pomieszczenia wszedł Mikoto razem z Anną.
- Yata, trzymasz się? – zapytał dotykając pleców Anny, która trzymała się końcówki jego kurtki. Yatagarasu podniósł się na równe nogi i pokiwał głową, zaciskając dłonie w pięści.  Rodzina jest jego siłą, nie może o tym zapominać. Nawet jeśli stracił wspaniałe osoby, nadal ma innych, którzy podniosą go po każdym upadku. – Pomóż Rikio dotrzeć na dach, sam nie da rady – usłyszał jeszcze od Czerwonego Króla, po czym Suoh opuścił pokój razem z Kushiną. Dach? Po co na dach? Odwrócił się w stronę Totsuki. Blondyn stał już na równych nogach, trzymając ręce w kieszeni.
- Musimy należycie pożegnać naszych przyjaciół, Yata-chan – wyjaśnił z delikatnym, smutnym uśmiechem na ustach i wyminął chłopaka. Otworzył drzwi prowadzące na górę i zapukał w nie, zwracając tym samym na siebie uwagę rudzielca. Yata szybko podbiegł do niego, po czym razem wyszli z piwnicy. Misaki zaraz udał się do baru. W pomieszczeniu nie było nikogo poza Rikio, który leżał na kanapie. Czyli reszta była już na dachu. Musiał się pośpieszyć, nie mógł kazać na siebie czekać, zwłaszcza w tak ważnej sprawie.
- Yata-san? – jęknął Kamamoto, odwracając wzrok w jego stronę.
- Taaa… Księżniczko McDonalda – mruknął Yatagarasu, kucając obok blondyna. Wziął jego rękę i przewiesił sobie przez ramię. – Dobra Tłuścioszku, musimy wgramolić Cię na dach, czy to Ci się podoba, czy nie. Jesteś za ciężki, żebym Cię uniósł, więc postaraj się mi jakoś pomagać, czy coś, dobra? – zapytał powoli prostując kolana. Rikio pokiwał głową i podniósł się przy asekuracji niższego kolegi. Wolnym krokiem udali się na dach baru Homra, co prawda zajęło im to kilka minut oraz skończyło na tym, że Misaki musiał sam sobie radzić z dostarczeniem Księżniczki McDonalda na górę, ale dotarli na miejsce. Stanęli tuż obok Totsuki i Chitose. Wszyscy stali w kręgu, otaczając martwe, zakrwawione ciała Jina, Takeru i Hiro. Rudowłosy spojrzał na swojego Króla, ten wpatrywał się w niebo, trzymając ręce w kieszeni.  Po kilku krótszych chwilach wyjął dłonie z kieszeni, kierując swój wzrok na trójkę, która należało należycie pożegnać. Uniósł swoje dłonie nad ich ciała i zacisnął w pięści. Ciała Takeru, Jina i Hiro zaczęła otaczać czerwona poświata przypominająca płomienie. Powoli rozchodziła się po całej długości kończyn mężczyzn, by nagle pęknąć jak bańka mydlana, zostawiając po sobie tylko betonową podłogę, nad którą unosiły się niewielkie czerwone płomyczki.
- No blood… -  zaczął Suoh wpatrując się ze spokojem w płomienie.
- No bone… -  Izumo zrobił krok do przodu, zrównując się tym samym z Czerwonym Królem.
- No ash! – dokończył Tatara unosząc pięć do góry a za jego przykładem poszła cała Homra, łącznie z Kamamoto, który ledwo stał i Yatą, który ledwo podtrzymywał przyjaciela.
- No blood! No bone! No ash! – Straszliwy Płomień zaczął skandować, ku czci zmarłych przyjaciół. Niewielkie płomienie w tym momencie jakby ożyły i zaczęły unosić się do góry, zataczając przy tym różne wzory. W końcu zatrzymały się, przysłaniając widok na wchodzące Słońce i utworzyły symbol Homry, który utrzymywał się przez dobre piętnaście minut, słuchając ostatniego pożegnania Czerwonego Klanu i w końcu wyparowały a wszystkie krzyki umilkły.
Mitogari Rei przyglądała się całemu zdarzeniu z daleka, siedząc na murowanym gzymsie, obejmując swój brzuch. Wszystkie emocje Czerwonych były tak silne oraz żywe, że sama poczuła w środku ogromny żal, smutek a nawet gniew, który potęgował się w każdym z nich.  Chociaż to nic nie znaczyło, współczuła im i zapragnęła z całego serca pomóc w jakiś sposób ukoić ten żal. Czy była w stanie to zrobić? Oczywiście, że nie. 








_________________________________________________________________________________________________________

Ufff... po dwóch miesiącach wracam tylko z szóstym rozdziałem. Jestem potworem. Potworem, który ma na głowie tabun egzorcystów. Najpierw zabrali mi komputer, potem usunęli wszystkie opowiadania i jakby tego było mało dopieprzyli grą, od której się uzależniłam! No i skręciłam kostkę, przez co mój czas spędzony przed komputerem został diametralnie skrócony. Ogółem do dupy. 
Ten rozdział pisałam przedzierając się przez huragany i sztormy marudzących rodziców i nachalnych a zarazem ukochanych znajomych. Przez kilka momentów było mi ciężko przejść, ale mam nadzieję, że koniec końców wzbudzą w was takie same emocje, jakie miały. 
Miłego czytania! 

PS. 
Myślałam o zaktualizowaniu plejki i mam do was pytanie, co o tym sądzicie? I cz w ogóle macie dla mnie jakieś propozycje odnośnie tego bloga, no i oczywiście krzyczcie na mnie do woli, bo jestem potworem. 

7 komentarzy:

  1. Nie powiem, pocisnęłaś z długością rozdziału :D Jest dla mnie nie małym zaskoczeniem "widzieć" Yatę w tak opłakanym stanie, dosłownie. Oczywiście wiem, jest wrażliwy, ale zawsze starał się być tym twardzielem, a tu proszę. Oczywiście podoba mi się ta odmiana i jest na plus. Uwielbiam moment z porównaniem go do Prosiaczka Porkiego, ogólnie początek i końcówka podobają mi się najbardziej. Powodzenia życzę w dalszym pisaniu i mniej problemów z netem czy innymi katastrofami ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby starał, ale wiesz... w anime płakał w podobnych momentach, przy śmierci Totsuki i Mikoto a tutaj zmarło mu trzech kompanów, więc to sobie skumulowałam a potem postarałam się oddać NAJLEPIEJ JAK UMIAŁAM emocje, które czułby w takim momencie.
      Dziękuję za komplement, naprawdę <3 Ale internet to zasługa wujka, który ściąga coś 24h na dobę ze wspólnej sieci. Ojjj żebyś ty widziała, jak mój tato się wkurwia na to. XD Co najmniej raz dziennie zmienia skurwoli adres IP, żeby ten się odpierdolił, no ale zgodnie z nową umową to wszyscy musimy bydlaka znieść ;-; (tak obrażam wujka, bo to nierób i nie potrafi się nawet dzieckiem zająć tylko gra w popierdolone gry a mała patrzy -.-)

      Zignoruj pierdomolendo o mojej rodzinie w razie czego!

      Usuń
  2. ...Piękny moment z pożegnaniem Takeru, Totsuki i Jina *wzruszyła się* Czułam te feelsy! Tak! Te amv rzeczywiście coś Ci dały, bo widać, że potrafisz jednak pisać smutne momenty. Weselsze momenty też tu zauważyłam, a cytat pani Norris był bardzo...trafiony. Fajnie oddał ideę całego rozdziału.
    Strasznie mi żal biednego Misakiego-chan. ;_______; To takie biedne stworzonko! Utuliłabym i dałabym mu to, czego mu potrzeba! Tak bardzo brak mu miłości, co więcej, brak mu rodziny ;____; A małpa to rzeczywiście WREDNA małpa, żeby zostawić HOMRĘ tak dlatego, bo można!
    Naprawdę, szkoda mi tego biedaka i tej małej Mitogari. Ciekawe, że dalej mówi na nią "ta perwertka", a sam ma zboczone wizje...where is your logic, Yata-chan? xD
    Jeśli idzie o kwestię błędów - zjadasz przecinki. I to naprawdę w wielu miejscach. Kiedy Rei zwracała się do Izumo, niepotrzebnie pisałaś "Pan" z dużej litery - duże litery stosujemy tylko na początku zdania. :3
    Podobnie sprawa ma się tu: "Cóż, była wścibska, lubiła kręcić się po laboratorium, do którego zabierał ją Pan Mitogari"
    To prowadzenie Rikio...takie tam wiódł ślepy kulawego XDDDDD A przynajmniej tak to sobie wyobrażam.
    "Berła Czwartego"? Trochę bezsensowne tu było to dosłowne przetłumaczenie "Scepter 4", już lepiej było użyć "Scepter 4" albo samego "Berła", względnie "Niebieskiego Klanu". Chyba że w anime / mandze tak powiedzieli?
    Więcej błędów nie zauważyłam, nazwa bloga - zmieniona notabene - fajnie pasuje do całości, czekam tylko na szablon nowy! :3 Felerne linki już naprawiłaś, obrazki pewnie też sobie jakoś ogarniesz i wszystko, zatem pozostaje mi tylko pogratulować. Warto było tak długo czekać! Uff, ależ się rozpisałam...*ociera pot z czoła*
    NO BLOOD! NO BONE! NO ASH!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...o Boże, teraz dopiero złapałam się, że napisałam "z pożegnaniem Totsuki", na myśli mając Hiro. X______X Gomene! To nie ta pora na myślenie!

      Usuń
  3. Nie ukrywam, że te smutne momenty, które tak bardzo mi zachwalacie ciężko mi było na początku napisać i przygotowywałam się do nich dość długo ;-; musiałam wzbudzić sobie taki smutny, zdołowany stan emocjonalny. Z jednej strony dzięki niemu udało mi się (jeśli naprawdę mnie chwalicie) wprowadzić ten nastrój, o który chodziło mi od samego początku, z drugiej to wiesz jak to się skończyło XD
    Oczywiście łapki z dala od Misakiego! Ja już przy przytulę :P ewentualnie zmuszę do tego Rei ;-; Może faktycznie robię z niego za dużą sierotę aktualnie, ale obiecuję, że będę próbować to zmienić.
    Poza tym Yatuś będzie nazywał Rei perwertką jeszcze dłuuugo! W jego oczach taka jest, no i jakoś musi tłumaczyć własne fantazje itp, cnie? >/////<

    Bitchys, I am Yata! I am logic! - krzyknął gdzieś w odmętach mojego mózgu, czy coś.

    Z przecinkami się z Tobą zgodzę i ''Pan Mitogari'' też (my bad), ale reszta panów była całkowicie zamierzona i poprawna ortograficznie ;) jeszcze specjalnie sprawdzałam przed chwilą, czy aby na pewno mam rację, ale tak! W tych wypowiedziach miałam na celu zwrócić się z szacunkiem do Izumo, więc mogłam napisać z dużej, chociaż pisanie z małej też jest formą poprawną od jakiegoś czasu.
    A napisałam po polsku, bo w zasadzie nie wiem. Wiesz w anime różnie tego używali. Raz czytam Scepter 4 a innym razem Berło Czwarte. Będę używać tych zmian zamiennie, tak jak w Homrze, wiesz: NIebieski Klan, Czwarty, Scepter 4 i inne pierdoły, nawet mogę ich nazwać policjantami, bo taką funkcję pełnią w anime! xd

    A za pochwałę, wszystkie pochwały najserdeczniej DZIĘKUJĘ! :D Według mnie Love sucks o wiele bardziej pasuje do tego co chcę przekazać (oczami Yaty) w tym blogu, no i jest bardziej chamskie, co pasuje do całego klimatu bloga, chyba xd

    Totsuka nie umrze! Nie dam go zabić! Spokojna Twoja rozchochrana :P

    Ja tam lubię czytać długie komentarze, więc możesz pisać je częściej (łakomy koteł conformided)

    NO BLOOD! NO BONE! NO ASH!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, ta ostatnia scena była smutna... Ale piękna zarazem! Jestem ciekawa czy i jeśli tak, to kiedy Yata zmieni zdanie o biednej Mitogari. Czekam też na pojawienie się Małpy (pojawi się, prawda? ;-;). Czy tylko ja go lubię? xD Och, no nieważne. Powodzenia w dalszym pisaniu!
    P.S. Jeśli nie zauważyłaś, to dopisałam cię do listy nominowanych do GBT ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małpa się pojawi, spokojnie :3 Nie tylko TY chcesz jakiś scenek z nim xd Cóż, osobiście Małpy nie lubię za bardzo, ale szanuję uczucia (przyjacielskie) jakimi Yata go darzy, a do Mitogari.. kurde nie będę wam spamować fabuły bloga!
      Dziękuję za komplement :3 motywuje do dalszego pisania, naprawdę ^^

      Usuń

Love sucks

Love sucks

play